Moje podejście do kosmetyków jest, jak to lubię określać, "zdroworozsądkowe". Nie rzucam się jak maniaczka na nowości na rynku, absolutnie nie jestem jedną z tych, które muszą mieć kosmetyki każdego kształtu, rodzaju i przeznaczenia. W temacie domowej kosmetyczki charakteryzuje mnie raczej minimalizm i uwielbienie do wszystkiego, co prawdziwe i naturalne. Przekłada się to, rzecz jasna, na mój codzienny makijaż, w którym staram się zbliżyć do modnych ostatnio makijaży, które delikatnie tylko podkreślają urodę - czyli tak zwany "makijaż bez makijażu". W jednym jednak nie powstrzymuję się w żaden sposób - w lakierach do paznokci :) Po prostu kocham je i najchętniej miałabym ich setki albo tysiące i całymi popołudniami tworzyłabym małe dzieła sztuki na każdym paznokciu :). Moją ulubioną marką lakierów do paznokci jest Essie i to właśnie o niej chciałam Wam dzisiaj opowiedzieć. Marka Essie zawitała do naszego kraju stosunkowo późno, bo dopiero w bieżącym roku. Wcześniej oczywiście nie było większych problemów z dostaniem lakierów Essie (w końcu od czego mamy oplatający całą Ziemię internet...), ale teraz marka ta jest obecna nad Wisłą oficjalnie - dzięki temu z pewnością łatwiej będzie ją dostać we wszelkich drogeriach, a i jakaś promocja od czasu do czasu zostanie skierowana do polskich klientek. Z całą pewnością nie obraziłabym się ;) Na razie jednak wejście tej marki na nasz rynek zaowocowało jej pojawieniem się w salonach kosmetycznych - dobre i to, przynajmniej na początek. Sama marka powstała stosunkowo niedawno (jak na rozmiary swojej legendy), bo w 1981 roku. Zaprojektowała ją pani Essie Weingarten, bez większego skrępowania nadała jej też swoje imię. Pierwsze dwanaście kolorów stworzone przez panią Weingerten okazały się być strzałem w dziesiątkę. Oryginalnie nazwane i tak się prezentujące barwy lakierów do paznokci bardzo szybko zdobyły sobie dużą popularność. Również dzięki ciekawemu pomysłowi na promocję - rozdano je pomiędzy występujące w Las Vegas tancerki...