shopping-couple

Utarło się takie powiedzenie, że kobiety uwielbiają zakupy, krążenie po centrach i galeriach handlowych, przebieranie w ciuchach, kosmetykach, meblach i jedzeniu... Że w ogóle najchętniej to by wcale nie pracowały i tylko chodziły po sklepach, wydając ciężko zarobione pieniądze swoich partnerów. Przyznam Wam szczerze, że kiedy słyszę podobne teksty to w kieszeni otwiera mi się przysłowiowy nóż. Dlaczego? Dlatego że podobna opinia jest wyświechtanym stereotypem, który z prawdziwym stanem rzeczy ma na szczęście niewiele wspólnego. Owszem, zakupy w sklepach z odzieżą czy w drogeriach potrafią być naprawdę przyjemne i relaksujące, ale to przecież nie wszystko. Dobrze zrobione zakupy są nie tylko rozrywką, ale pomagają zaoszczędzić pieniędzy, a czasami nawet pomóc trochę ich zarobić. Wreszcie odwiedzenie nie jednego sklepu a kilkunastu, daje nam gwarancję uzyskania najlepszych możliwych cen i nie przegapienie żadnej interesującej promocji. Tak jak jednak wspomniałam, na zakupach można najzwyczajniej w świecie zarabiać. Istnieją już bowiem całe zawody, które na to pozwalają - duże korporacje zatrudniają tak zwanych "buyers", czyli ekspertów do spraw zakupów, których głównym zadaniem jest zaopatrywanie firm w jak najwyższej jakości i jednocześnie jak najtańsze towary. Takich pracowników zatrudniają również domy mody albo ludzie z wyższych sfer, którzy nie liczą się z pieniędzmi, ale ze swoim czasem już owszem. Taki bogacz chętnie wyśle do sklepów z odzieżą kogoś, kto na jej kupowaniu po prostu się zna. Jednak na zakupach zarabiać można w nieco bardziej prosty sposób, dostępny dla "szaraczków". Moja przyjaciółka stosuje ten sposób (choć dla niektórych tylko "bawi się") już od kilku lat. Na czym to polega? Otóż na regularnych najazdach na tak zwane "ciuchlandy", czyli sklepy z używaną odzieżą. Jej wytrwałość oraz naprawdę dobre oko owocują świetnymi łupami, które potem ona sprzedaje na internetowych aukcjach... Z wielokrotnym zyskiem. Nie mogłaby tego robić, gdyby nie była "zakupoholiczką". I co Wy na to?